literature

Always Blue - Rozdzial 1

Deviation Actions

Goldenka's avatar
By
Published:
261 Views

Literature Text

Sen na jawie

Myśli w głowie Junony kłębiły się jak oszalałe. Dziewczyna zatoczyła się w bok i gdyby nie stare, pozbawione życia i liści drzewo, wylądowałaby w rowie. Z trudem odzyskała równowagę i miarowy oddech. Do biblioteki był jeszcze spory kawałek, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Przykucnęła więc, szepcząc cicho do siebie:
- Co się dzieje…? - potrząsnęła głową, próbując przypomnieć sobie jego twarz.
Nic z tego. Za każdym razem, kiedy docierała do momentu zderzenia, wszystko znikało we mgle. Tylko raz w życiu tak się czuła - kiedy przez przypadek zbiła butelkę z jakimś toksycznym rozpuszczalnikiem i nawdychała się jego oparów. Leżała później dwa dni przykuta do łóżka z zawrotami głowy i nudnościami. Czy to miało się właśnie powtórzyć?
Obróciła się w stronę, gdzie ostatni raz widziała nieznajomego. Przycisnęła mocniej książki do piersi i zaczerpnąwszy głęboki oddech wstała, przytrzymując się chropowatego jak tarka pnia.
Ruszyła ostrożnie do przodu. Wystarczyła chwila nieuwagi, a leżałaby twarzą w żwirze.
Starała się myśleć o rzeczach nie związanych z dziwnym zdarzeniem - choć w samym zderzeniu nie było nic dziwnego. Dziwne było jedynie to, co teraz czuła. Strach? Zaskoczenie? Nie znalazła odpowiedniego słowa, na określenie swojego stanu.
A więc krążyła wzrokiem po łysych drzewach, które w tym rejonie, czy to lato czy zima, były rzeczą normalną; po sinym niebie, które zdawało się wisieć dość nisko, by można było je dosięgnąć ręką; po szarej, przemokłej deszczem ziemi. Jednym słowem - po smutnym krajobrazie wczesnej wiosny. Wszystko wyglądało tak, jakby świat nie chciał się przebudzić do życia.
Bethnor było jedną z części Wilczej Krainy, która ociągała się z przyjęciem innej pory roku niż jesień czy zima. Kiedy nad rzeką, czy Yánalaman wiosna rozsypywała kwiaty i soczyście zielone liście, w Bethnor ciągle ziemia zabawiała się z wodą, tworząc w cichym porozumieniu wspaniałe, mlaszczące, wszechobecne błoto. A czasem, kiedy temperatura płatała figle, kostniała, tworząc twarde grudy. Bethnor nie lubiło życia, a życie nie lubiło Bethnor. Tylko  nieliczni byli w stanie tutaj egzystować - między innymi klan Junony.
Zwali się Klanem Cienia - osobistościami cieszącymi się złą sławą. Nie kontaktowali się z innymi klanami, żyli samotnie, wyznając własne, często mało moralne prawa. Bano się ich, bowiem mieli siłę i zatargi ze złymi mocami. Porywali i gwałcili, zniewalali i więzili, knuli spiski i siali zamęt. Mówili, że ich bogiem jest Chaos i jego partnerka Cień. Ale oczywiście, na co dzień ich życie nie wyglądało tak. Zwykli członkowie prowadzili względnie normalne, bo samotne życie. Kochali swoje rodziny, byli gotowi ich bronić. Tylko wybrani zajmowali się ciemną stroną ich społeczności. Szanowano ich i dlatego nie wtrącano się w ich sprawy. Bo tak chciał Chaos. Jednak byli braćmi - kiedy trzeba było, pomagali sobie, niezależnie od pozycji, bo ich wspólnym początkiem było wygnanie. Pierwszymi członkami tego klanu byli banici, ludzie odtrąceni i skrzywdzeni. Nierozumiani, zaczęli czerpać z tego korzyści. Pod przewodnictwem Deatha, ich pierwszego wodza, zaczęli stwarzać zagrożenie dla innych. Istotnie, bowiem mścili się za krzywdy, które im wyrządzono. I tak jest po dziś dzień. Do klanu dołączają osoby wyjęte spod prawa, zdrajcy i wyrzutki. Jednak jest jeden warunek - dołączasz i nie masz już odwrotu. Zdrada to śmierć…
  Drzewa przerzedziły się w końcu, a ich miejsce zajęły dokładnie strzyżone krzewy czarnych róż, ustawionych tak, by wytyczać ścieżkę prowadzącą wprost do drzwi biblioteki. Jej zachodnia ściana przylegała do Starego Zamczyska. I choć ogród był idealnie zadbany, a biblioteka odrestaurowana, zamczysko popadało w ruinę. Wieża południowo-wschodnia zawaliła się prawie całkowicie, a dach zdobiły dziury takie, jak w dobrym serze. W większości okien brakowało szyb, albo też w miejscu, gdzie owe okno był, ziała bezkształtna, czarna dziura.
W dzieciństwie Junona często się tu bawiła. Także dziś ten kawałek świata zajmował w jej sercu szczególne miejsce. Ogród nie skrywał przed nią tajemnic, wręcz przeciwnie, to oni mieli wspólne tajemnice przed światem. I choć teraz Junona była już młodą kobietą, w tym miejscu ciągle czuła się jak mała dziewczynka.
Ciągle roztrzęsiona weszła po niskich kamiennych stopniach i stanęła przed zapierającym dech w piersiach portalem. Stare drzwi tkwiły nieugięcie w ścianie, nieskore do wpuszczenia przybysza. Ciężkie, drewniane, okute żelazem, dwuskrzydłowe, przedstawiające tutejszą legendę z udziałem wilków. Bogato zdobiona mosiężna klamka i dwie kołatki na kształt wilczych głów, każda na osobnym skrzydle - wszystko to Junona znała na pamięć. Przychodziła tu tak często, jak tylko mogła.
Z trudem uchyliła drzwi lekko, tak, by zdołać się przecisnąć do środka. Słabo oświetlony korytarz ciągnął się, zdawałoby się, bez końca. Drewniana podłoga skrzypiała przy każdym wykonywany kroku. Był to odgłos przyjemny, uspokajający. Na ścianach, w regularnych odstępach, tliły się lampy naftowe.  
Dziewczyna skręciła w pierwsze drzwi po lewej i znalazła się w czytelni. Była to wielka, otwarta przestrzeń. Regały przylegające do ścian sięgały sufitu, natomiast te poustawiane na środku nie miały więcej niż trzy metry. I co najważniejsze - żaden z nich nie był pusty.
Książki stały równiusieńko, zajmowały każdy wolny milimetr. Najbliżej czytelni, czyli kilku wielkich, wygodnych foteli, poustawianych wokół pięciu niskich stolików, na których z kolei stała lampa z ażurowym abażurem, znajdowały się książki najczęściej wypożyczane. W prawym skrzydle ‘mieszkały’ encyklopedie, słowniki i różnego rodzaju kroniki, na lewo miejsce swoje miały te pozycje, których nikt nie ruszał od wielu lat, a na antresoli na którą wchodziło się po solidnych schodach, umiejscowione zostały książki i księgi obcojęzyczne.
Biblioteka miała też dwa piętra i podziemia (kto wie, jak głęboko one sięgały), jednak te poziomy zostały wyłączone z użycia. Powodem były prace remontowe, których i tak nikt nie prowadził od dobrych kilkudziesięciu lat (wręcz można było już rzec, że przydałby się remont remontu).
Nie pracowała tu żadna bibliotekarka. Każdy mógł wypożyczyć to, co chciał, wpisując się jedynie do księgi spoczywającej na rustykalnym, orzechowym biurku. Wszyscy się tu znali i ufali sobie. Nie mieli więc też powodu, by coś kraść. Zamczysko, a więc także biblioteka były mieniem wspólnym, i w interesie każdego leżała opieka nad owym mieniem.
- Tu zawsze panuje taka cisza i spokój… - pomyślała dziewczyna, kiedy tylko zobaczyła ulubione fotele.
Położyła dwa tomy na stoliku i padła na jeden z foteli. Odetchnęła najgłębiej jak umiała i przymknęła oczy.
- Hej, hej, ho! Hej, hej, Jun! - zawołał ją znajomy głos - Co słychać? - spytał jak zwykle zbyt entuzjastycznie.
Przyjaciółka Junony, Hild, musiała chyba czerpać energię z powietrza. W kilku lekkich susach znalazła się przy przyjaciółce uśmiechnięta od ucha do ucha. Jednak chwilę potem na jej czole zagościły dwie poziome linie, widocznie zaniepokoiła się.
- Mój boże! - starała się mówić jak najciszej, jednak jej piskliwy, wysoki głos, zdjęty na dodatek strachem, w ogóle jej nie słuchał i niósł się echem po całym pomieszczeniu - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha, albo coś jeszcze gorszego! Boli cię coś, jesteś chora? Ktoś cię wystraszył? - zasypała ją milionem pytań.
W końcu jednak została uciszona:
- Uspokój się, Hild, proszę. Tylko trochę kręci mi się w głowie To wszystko. - zamknęła jej usta, pocierając jednocześnie ręką czoło.
Dziewczyna spojrzała nań nieufnie, po czym zdecydowała się siąść w fotelu obok:
- Kłamiesz. Nieźle musiałaś gruchnąć o ziemię. Nie widzisz czasem podwójnie? - już miała się zabrać za pokazywanie palców.
- Skąd wiesz?
Hild wywróciła teatralnie oczami po czym wskazała na brudną suknię i zabłocone okładki książek. A wszystko to było efektem wczorajszego deszczu.
- Kłamiesz, bo pocierasz czoło. Kłamiesz, bo nie mówisz całej prawdy. - zadarła dumnie nos, oczekując pochwały.
- No tak. - Junona mruknęła i chwyciła jedną z książek.
Zaczęła nieporadnie wycierać ją dygoczącymi rękami. Chwilę później coś ciepłego opadło na jej ramię - była to dłoń przyjaciółki.
- Coś mi się niespecjalnie wydaje, żeby to było wszystko, co masz mi do powiedzenia. - starała się ukryć w tonie swojego głosu wzbierającą ciekawość - To jakiś facet, prawda?
- Co?
- Wątpię, żeby kobieta potrafiła doprowadzić drugą kobietę do takiego stanu. No, chyba, że chodzi o faceta.
Dziewczyna spojrzała lekko zdezorientowana na Hild. Przestała wycierać książkę.
- Nie wiem. Nie pamiętam za dobrze. - brzmiało to niewiarygodnie.
Ona sama w to nie wierzyła, ale niestety, taka była prawda.
- O matko, co on ci zrobił?! - Hild krzyknęła przerażona i jednocześnie zdenerwowana.
Zawsze wszystko wyolbrzymiała.
- Drań jeden! Już ja…
- Spokojnie, tylko się zderzyliśmy. - Junona znów jej przerwała - A właściwie to była moja wina.
- Co? - dziewczyna o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach wybałuszyła swoje szmaragdy.
Została wyrwana w połowie obmyślania odwetu dla ‘tego drania’.
- Ja na niego wpadłam w zamyśleniu. Nawet nie wiem, czy to czasami nie było drzewo i moja bujna wyobraźnia…
- Nie kręć! Dopiero powiedziałaś, że to facet. - Hild nie należała do ludzi najbardziej rozgarniętych, ale miała dobre serce.
Czasami wręcz za dobre. I zawsze chciała znać prawdę, przez co stawała się męcząca.
- Tak, ale… - próbowała tłumaczyć Junona.
Jednak nie było jej dane
- Kto to? Przystojny chociaż?
- Nie wiem kto to, nie pamiętam twarzy - Junona podniosła lekko głos, by poskromić nieco apetyt towarzyszki.
A ten był naprawdę wielki.
- A jakiś mały szczegół? O, taki, maleńki? - pokazała na palcach ową niewielką ilość.
W okolicy słynęła z tego, że była najlepiej poinformowaną osobą. Wiedziała wszystko, co można było wiedzieć. Owszem, chciała pomóc przyjaciółce, nie zaprzeczyłaby, ale nic nie zaszkodzi, jeżeli i ona trochę na tym skorzysta. Pomagała na swój własny sposób i nikogo to nie dziwiło. Poza tym, była jak otwarta księga - inni też potrafili z tego korzystać, a ona nie zwracała na to zbytniej uwagi. Nie nazywała się plotkarką - nie roznosiła informacji by paplać bezsensownie, chciała tylko wiedzieć. A za to, że łatwo było nakłonić ją do mówienia, nie można było jej winić.
- To nic pewnego… Ale…
- No, no! - Hild prawie weszła na jej fotel.
Zapomniała już o prawach, którymi rządziła się biblioteka. Mówiła pełnym głosem.
- Wdaje mi się, że miał niebieskie włosy… To głupie. - stwierdziła szybko.
Sama miała białe jak śnieg, ale doprawdy rzadko widywało się w tych okolicach ludzi o włosach niebieskich. Połowa społeczeństwa nawet nie wierzyła, że tacy istnieją. Ale jednak istnieli, tak jak istniała magia. A magii nikt nie zaprzeczał.
- Ach! Kochana jesteś, Jun! Nawet nie wiesz jak! - i po tych słowach Hild złożyła na jej policzku gorący pocałunek. Wystrzeliła z fotela jak z procy i stanęła uśmiechnięta przed przyjaciółką.  Nachyliła się nad nią i pisnęła rozpychana nieskrywaną dumą:
- Mówią mu Dagger!
Only in Polish, sorry.

[link]

(c) me.
© 2008 - 2024 Goldenka
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
x3Abyss's avatar
No tak myślałam, że Dagger =P
Tylko miesza mi się... Tu wilcza kraina, tralalala, a tu ludzie, tu znowu wilki.
^^''
Ale poza tym podoba mi się.
Aj.Czytam tak i wolvy kuszą.